Komentarze: 6
Alez dzisiaj było śmiesznie :).Miałam dzisiaj angielski (oczywiście wszyscy wiedzą,że dodatkowy ;).Miałam na 16.50,a że mój braciszek w swojej nieskończonej dobrotliwości powiedział,że mnie zawiezie byłam spokojna,że zdąże jak wyjedziemy o 16.40.Oczywiście mój brat i ja jedziemy z Bartłomiejem (albo Bartoszem :P) K.-kumplem brata.Nie wiem co im odbiło,że Bartek K. mówił do mojego brata "Tato",a mój brat do niego "szwagrze",ale podobno ten typ tak ma...No i pojechaliśmy...Wyjeżdżamy już z naszego świetnego osiedla i pod kapliczką Bratek:o ku***...!!!I zgasł...Myślałam,że tam się skończe...Ale trzymałam się mocno...Mówię:Masz pieniądze na karcie?Brat:Zamknij się bucu,co chciałaś?( i w tym momencie przypomniałam mi się historia,gdy szłyśmy na przystanek i Kinga spytała się nas co to znaczy buc,bo ona tak mówi do brata i ojciec ją ostatnio opieprzył...Na co dusząca się ze śmiechu Dagmarka stwierdziła,że to na pewno nie znaczy Kocham cię...).W tym momencie wybuchłam...Wziełam telefon,a moja nauczycielka nie odbiarała.Wyszłam z samochodu i przez całą droge (a było jej kawał...) śmiałam się sama do siebie.Jeszcze dobiła mnie moja mama...Kazała mi złożyć sweter...Oczywiście tak go poskładałam,że lepiej już wyglądał przed "złożeniem".Oczywiście mama:Jak ty to składasz!Ja:Normalnie!Inaczej nie umiem!Mama:Chodź tu to cię naucze!I tak oto moja rodzicielka tłumaczyła mi skomplikowaną czynność zwaną pieszczotliwie składaniem ubrań (ściślej mówiąc chodzi o bluzki).Doris całą tę czynność podsumowała jednym zdaniem:To jest tak proste jak robienie dzieci!Ja tam nie wiem czy to takie proste,ale wierzę jej na słowo ;)No tak w ogóle chciałam pozdrowić Mikiego i przeprosić go za to,ze teraz z nim nie gadam,ale własnie pisze tę notke :)No i przy okazji pozdrowie jeszcze wszystkich :*