Nie wiem jak to napisać,żebyście zrozumieli...Czuje,że już nikt nie rozumie tego,co mówię...Wczoraj np.pewnien koleś doszedł do wniosku,że jetem zazdrosna o dziewczyne (moją kumpelke),która ma powodzenie u chłopców :,a naprawdę tak nie jest...Jak zwierzają mi się przyjaciele,zawsze mówię,co według mnie jest najlepsze,jak dalej bym postąpiła.Tylko czemu ja nie umiem sama ułożyć sobie życia?Najczęściej słuchają moich rad,albo mojego zdania na jakiś temat.Cholernie ciesze się jak im się udaje,jak znów się uśmiechają,są POPROSTU SZCZĘŚLIWI!Ciesze się razem z nimi,ale tak w głębi mojego małego serduszka mam żal do losu,że to nie ja...Że nie ja jestem tą szczęściarą,że to nie ja znalazłam to szczęście,że to nie ja mam taką cudowną kochaniutką osóbke koło siebie...Właściwie od jakiegoś czasu żyje tylko ich problemami...To wcale nie jest żal do nich o to,że jak mają problem to się wracają się z nim do mnie.Wręcz przeciwnie...Ja czuje się wtedy potrzebna,czuje,że mam swoje miejsce na tej malutkiej Ziemi,czuje,że mam dla kogo żyć...W głębi mnie jest inna Kaśka...Kaśka,która nie potrafi być silna,która potrafi przepłakać całą noc,która potrzebuje jakiegoś kolesia,który by ją przytulił i powiedział,że już zawsze będzie dobrze...Ale dobrze wiem,że gdybym miała do wyboru chłopak,czy przyjaciel,bez zastanowienia wybrałabym przyjaciela...Ostatnio mojej przyjaciółce nie powodziło się za dobrze i przyznała mi się,że w pewnym momencie zwątpiła nawet we mnie...Zabolało...Nie wiem czy znów uwierzyła we mnie,mam tylko wielką nadzieje,że tak...Jak ten koleś mi zarzucił zazdrość,to najpierw wybuchłam na niego i jak nasza kłótnia sięgała zenitu w niespodziewanym momencie przeprosiłam go...Mam także wielką nadzieje,że on znów uwierzył...Chociaż wcale bym się nie zdziwiła,gdyby tak nie było...Ostatnio jestem nieznośna...Przepraszam,ale nie wiem już co mam ze sobą zrobić...I znów tęsknie za starą klasą...Chyba nie starcza mi już czasu na pielęgnowanie starych przyjaźni...Czemu doba ma tylko 24 godziny?Czemu wciągu siedmiu dni mam tylko dwa wolne w których i tak mam dość żyćka i nic innego nie robię,jak śpie,jem i najwyżej soć posprzątam...Czemu mam takiego pieprzonego pecha?Dziękuje,że mam Was...Przyjaciół,na których naprawdę mogę polegać...
PRZEPRASZAM...