Wczoraj i dziś byłam na nartach.Byłoby fajnie gdyby:
a)Nie miałabym zakwasów(tak,tak te codzienne treningi od 9.00 do 11.00 robią swoje
b)Lubiłabym jeździć na nartach
c)Nie bałabym się jeździć na nartach
d)Nie zmarzłabym
Najgorze jest to przełamanie strachu,a później to da się wytrzymać ;).Nie wiem czemu,ale w tych całych nartach,od zasze bałam się najbardziej wyciągów.Może Wam się to wydawać głupie,ale taka już jestem...Pewnie,więc jesteście w stanie wyobrazić sobie moją minke,gdy weszliśmy ze Zbychem (moim tatusieńkiem :) na stok i on odrazu chciał mnie wziąść na ten straszny (jak dla mnie)wyciąg.
I namawia:No chodź!Cały czas będziesz tak podchodzić?
Ja:Zbychu!Nie namówisz mnie!Trzy sezony nie miałam nart na nogach!Okropie się boję!
Takim oto sposobem szybki Zbyś wyjeżdżał sobie wyciągiem na góre,a ja,biedna Kasieńka wychodziłam sobie powolutku ;).Przez to wieczorem miałam takie zakwasy,iż myślałam,że gorzej już być nie może!Za to w niedziele pojechaliśmy z mamuśką,która nie umie jeździć na nartach.Dorotka zadzwoniła do cioci (która mieszka niedaleko owego stoku) i pojechała sobie do niej na pogaduchy :)
Ja oczywiście zaczełam podchodzić pod górke,podczas gdy Zbyś stał w kolejce.
Zjechaliśmy w krótkim czasie (w porównaniu do tego mojego podchodzenia) i byłam zła...Już mmnie zaczeły boleć nogi i w dodatku szybko zjechałam...I wtedy przez tę moją złość przełamałam się...
Wyjechałam wyciągiem!
Może Wam się to wydawać głupie,ale dla mnie jest ważny sam fakt,że wyjechałam,a raczej to,że się przełamałam.
Jestem z siebie nieskromnie mówiąc dumna ;)
P.S.Wcale nie było tak strasznie jak mi się wydawało.Nawet się nie wywróciłam ;)