Komentarze: 3
W piątek była wigilia klasowa no i oczywiście szkolna :).Było milutko,po za faktem,że prawie każdy,a raczej prawie każda dziewczyna życzyła mi fajnego chłopaka...Taka niestety jest ta nasza dzisiejsza młodzież,cóż poradzić...taki wiek ;).A ja się już nauczyłam,że facet jest jak ptak:przyleci,przeleci i odleci-i wtym miejscu pragnę przeprosić wszystkich porządnych przedstawicieli płci męskiej.Było,dosyć nietypowo,bo na wigilii słuchaliśmy hip hopu...ale lepsze to niż techno!-przynajmniej ja tak uważam.Później był oczywiście trening i oczywiście śmiałam się jak nawiedzona :D,a po treningu błagałyśmy z Bianą Mikiego,żeby z nami pojechał na mecz.Chłopak bronił się jak mógł,ale nikt nie pokona Casablanki ;)
W sobote pojechaliśmy-razem z Miki i Mateuszkiem-na mecz do Kleczy.Nie będę ukrywać,napiszę wprost...przegrałyśmy 75 do 73.No,ale jak to pięknie ujęły Glany (czyli Ewelinka K.) "W tym roku gramy,a za rok wygrywamy".
Wieczorem ubierałam w lampki,łańcuch i oczywiście bombki choineczce.Gdy tak siedziałam na podłodze i przywieszałam bombke to w pewnym momencie zauważyłam,że...ona przewraca się na mnie!!!Zdążyłam tylko krzyknąć:leciiiiii! ;).Na szczęście mama była blisko i w ostatnim momencie ją złapała-ja to mam szczęście...koloru blond :D